Skończywszy pisać sms, odłożyłam telefon z powrotem na szafka i gdy już miałam zamiar podnieść się z łóżka, dzwonek znowu zabrzmiał. Z zamachem chwyciłam telefon i odebrałam.
-Co znowu?!
-Um, Chloe? - usłyszałam po drugiej stronie głos anioła.
-Niall? Przepraszam, myślałam, że to... - przerwałam. - Nieważne. Co tam?
-Sorry, że dzwonię tak późno, ale chciałem się upewnić czy już dojechałaś. Martwiłem się.
Aww.
-Tak, przyjechałam do domu godzinę temu i bardzo, bardzo tęsknię.
-Ja za tobą też. Już nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę.
-Już nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę - powtórzył ktoś obok Irlandczyka.
-Zamknij się Lou - rozkazał rozbawiony Niall.
Czy ten chłopak w ogóle potrafi się na kogoś złościć?
-Dobra Tommo chodź. Zostawmy nasze gołąbeczki sam na sam - powiedział najprawdopodobniej Malik. Po tych słowach uśmiechnęłam się szeroko.
-Przepraszam za nich - odezwał się blondyn, gdy drzwi trzasnęły, co oznaczało, że chłopaki wyszli.
-No co ty? Nie musisz przepraszać. Przecież ich dobrze znam.
-Cieszę się, że się lubicie.
-Tak? Dlaczego? - położyłam się, kładąc głowę na miękką poduszkę.
-Nie wiem. Zawsze się zastanawiałem, czy chłopaki zaakceptowaliby moją dziewczynę. Mam już odpowiedź.
-Ta, najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że twoja dziewczyna jest waszą fanką.
-To jest właśnie najlepsze! - chyba się zarumieniłam. - Uwielbiam nasze fanki, chociaż czasami bywają zbyt szalone.
-Haha, co poradzić? Takie już jesteśmy.
Chłopak zaśmiał się, a ja poczułam motylki w brzuchu. Uwielbiam jego śmiech. Jest po prostu taki niedopisania. Chyba każda directioner wie, o co mi chodzi.
Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, aż tu nagle...
-Będę już kończył.
-Dlaczego? - posmutniałam.
-Spójrz na zegarek.
Wykonałam jego polecenie, a ku mojemu zdziwieniu była już czwarta w nocy.
-Boże - wyrwało mi się.
-No właśnie. U nas jest dwudziesta trzecia i też się kładziemy spać. Jutro pracowity dzień.
-A no tak, tak. Moi chłopcy są teraz rozchwytywani. Tylko o mnie nie zapomnij.
-Jakbym śmiał?
Zachichotałam.
-Dobranoc Niallku.
-Niallku?
-To takie twoje spolszczone imię - wyszczerzyłam zęby.
-Och, ok. Podoba mi się. Dobranoc Dusia.
Rozłączyłam się, a na mojej twarzy wciąż gościł uśmiech. Niall mówiący "Dusia". Uwierzcie, że nie ma nic równie słodkiego.
---------------------------------------------------------------------------
Trzy dni później, o godzinie ósmej, zbudziła mnie Jane.
-Proszę, daj mi spokój - zakryłam się poduszką, mając nadzieję, że menadżerka odejdzie, a ja będę mogła wrócić do swojej pięknej krainy snów.
-Nic z tego mała. Za dwie godziny musimy być w wytwórni.
-Po co? - przekręciłam się na drugi bok.
-Aby porozmawiać o twoim nowym krążku.
-Ale ja mam tylko jedną płytę.
-Więc może pora nagrać następną!
Spojrzałam na nią z nie do wierzeniem. Jej mina wskazywała na to, że mówi poważnie. Podniosłam się, opierając się na jednej ręce, a drugą przetarłam zaspane oczy.
-Dlaczego mi to robisz?
Kobieta popatrzyła na mnie z czułością, po czym usiadła na krawędzi łóżka.
-To twoja praca - założyła mi pasemko za ucho, a następnie pocałowała mnie w czoło. - Teraz wstawaj i się ubieraj. Za czterdzieści minut wyjeżdżamy.
-Dobra - powiedziałam niechętnie i przeszłam do pozycji siedzącej. Poczekałam, aż kobieta zniknie za drzwiami, po czym z powrotem opadłam na ciepłą pościel.
Nie chcę mi się tam jechać.
Jednak po dziesięciu minutach usłyszałam głos mojej menadżerki wołający z dołu.
-Jeśli za dwadzieścia minut nie zobaczę cię gotowej do wyjścia, będziesz znów miała szlaban na miesiąc!
Z paniką wyskoczyłam z łóżka, chwyciłam szybko przygotowane ubrania i pobiegłam do łazienki. Umyłam twarz, zęby i włożyłam koszulę. Po chuj mam tam jechać? Ja pierdole.
Ubrałam się do końca, pomalowałam się i rozczesałam włosy, po czym zeszłam na dół, gdzie ujrzałam lekko zniecierpliwioną Jane.
-No nareszcie! - kobieta uniosła ręce. - Rozumiesz, że nie możemy się spóźnić?
-Możemy w ogóle tam nie jechać - burknęłam.
-Klaudia, proszę mi nie marudzić.
Nic już nie powiedziałam, tylko przewróciłam oczami, nałożyłam kurtkę, buty i razem z menadżerką wyszłam z domu. Na parkingu stał już samochód Bena. Gdy już usadowiłyśmy się w aucie, Jane podała mi kanapkę.
-Śpiewanie z pustym żołądkiem to nie najlepszy pomysł - wyszczerzyła zęby, a ja oniemiałam.
-Śpiewanie? - uśmiech kobiety zbladł.
-No dzisiaj będziesz nagrywać.
-Niby co? Nie mam żadnej nowej piosenki. A przynajmniej nie gotowej.
-Pewnie ci coś dadzą - rzuciła obojętnie.
-Co? Mam śpiewać utwory, które napisały obce mi osoby?
-Klaudia, jaki ty masz problem?
-A taki, że nie lubię mieć wszystkiego gotowego i nie zgodzę się na śpiewanie cudzych piosenek! - krzyknęłam, kompletnie nad sobą nie panując. - To ma być moja płyta i wolę, żeby piosenki, które się na niej znajdą, były mojego autorstwa. Chociaż częściowo.
-Musisz dzisiaj coś nagrać! Obiecałam im to!
-Będziesz musiała to jakoś odkręcić - skrzyżowałam ze złością ręce na piersi.
-Nie mogę! Wiesz jak trudno było to załatwić. To najlepsza wytwórnia!
-To daj mi zaśpiewać coś swojego!
-A masz coś?
Zawahałam się, a Jane paliła mnie wzrokiem.
-Tak - odparłam w końcu. - Potrzebuję tylko swojego zeszytu.
-Nie mamy czasu, aby się zawrócić. Spóźnimy się.
-Ktoś może mi go dostarczyć - powiedziałam powoli, wyciągając z kieszeni komórkę.
-------------------------------------------------------------------------------------
-Podpisz tu, tu i tu - nakazał facet z zarostem, ubrany w czarny t-shirt i jasne spodnie, nie jaki Steven Chuck.
-Może najpierw powinnam to przeczytać?
-Nie martw się skarbie. Wszystko przeczytałam i jest w porządku - zapewniła mnie Jane.
-Do kiedy jest ten kontrakt? - dopytywałam, trzymając długopis nad pustym polem.
-Do końca roku.
-Ile masz w tym czasie nagrać płyt?
-Co najmniej dwie - odezwał się tym razem, wcześniej wspomniany, koleś.
Zmarszczyłam brwi, a moje usta ułożyły się w lekki grymas. Jane chyba to zauważyła, bo szybko zainterweniowała.
-Co to dla ciebie mała?
-No wiesz. Lubię spać - odpowiedziałam z ironią.
-Jest jakiś problem? - zagadnął Chuck.
-Nie, wszystko jest dobrze - powiedziała szybko moja menadżerka. - Podpisz to - zwróciła się szeptem do mnie.
Westchnęłam głęboko, przycisnęłam długopis do kartki i po chwili pozostawiłam na niej swoje imię i nazwisko. Jane uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła rękę mężczyzny.
-Kiedy będę mógł posłuchać twojego nowego kawałka?
-Um... - popatrzyłam nerwowo na zegarek. - Mógłby pan poczekać jeszcze chwilę?
Steven nie wyglądał na zadowolonego, ale zgodził się.
-Za dziesięć minut widzimy się w studio - powiedział i zniknął za drzwiami.
-Gdzie on jest? - spytała zdenerwowana kobieta.
-Powinien już być.
-Jak nie będzie go w przeciągu dziesięciu minut to...
-Przepraszam za spóźnienie - przerwał jej, dobrze znany mi głos.
-Harry! Dobrze, że jesteś. Już się zaczynałam martwić - podeszłam do przyjaciela, a ten podał mi notatnik - Co ja bym bez ciebie zrobiła? - po tych słowach uścisnęłam go mocno i pocałowałam w policzek.
-Dobra, starczy tych czułości. W studio czeka na ciebie producent!
-Ok, ok już idę - posłałam Harremu znaczące spojrzenie, a ten zaśmiał się cicho.
-Powodzenia! - zdążył krzyknąć zanim zniknęłam za drzwiami, a ja uniosłam wysoko kciuk.
W pomieszczeniu było cicho, jak to w studio. Na dużym, czarnym fotelu siedział Steven, a obok niego dwóch innych gości. Mężczyzna widząc mnie podniósł się z siedzenia.
-To Mark, a to Greg - wskazał na dwóch nieznanych kolesi - Będą pracować nad twoim utworem.
Chłopaki odwrócili się i pomachali mi lekko, a ja posłałam im uprzejmy uśmiech. Wyglądali na co najmniej 25 lat. - Z tego co zrozumiałem, twoja piosenka nie jest w pełni skończona?
-Um...Tekst jest gotowy i nuty też, tylko, że nie jest nagrana.
Mężczyzna zbadał mnie wzrokiem, podrapał się po zaroście, a po chwili napięcia przemówił.
-Czy mogłabyś nam ją zagrać i zaśpiewać.
-Jasne - zgodziłam się, widząc pianino za szybą.
-To idź tam - skierował mnie do drugiego pomieszczenia. - i zacznij, kiedy będziesz gotowa.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem i ruszyłam do wskazanego miejsca. Nie powiem, że się nie stresowałam, bo wręcz przeciwnie. Nogi miałam jak z waty. Bałam się, że się im nie spodoba. Trzymałam mocno swój zeszyt, przez co moje dłonie były już totalnie spocone. Położyłam go na podstawce, odetchnęłam głęboko, dotknęłam klawiszy i natychmiast poczułam wewnętrzny spokój. Przełknęłam ślinę, po czym kiwnęłam do chłopaków, informując, że jestem gotowa.
Po wykonaniu piosenki, usłyszałam głos Stevena. Mówił przez mikrofon.
-Było fajnie, możesz tu do nas wrócić?
Wykonałam polecenie mężczyzny i zaraz już stałam obok niego.
-Chloe powiedz mi. Jakie instrumenty chciałabyś wykorzystać do tego utworu?
-Myślałam, że pianino wystarczy.
Chuck pomachał głową z niezadowoleniem.
-Niestety nie. Dźwięk musi być trochę mocniejszy. Piosenka jest ładna, ale brak jej wyrazistości. Rozumiesz, prawda?
Uniosłam brwi. Nawet nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może rzeczywiście ma rację.
-Mówisz w tej piosence o uczuciach do drugiej osoby - kontynuował. - Dzięki mocniejszemu dźwięku, odbiorca lepiej to przyjmie. Poczuje to co ty czujesz.
To co mówił miało sens. I to wielki.
-Nie chcę sam podejmować za ciebie decyzji. Zastanów się. Jak mogłabyś dodać tej piosence wyrazistości? - spytał, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Przetarłam czoło i myślałam gorączko nad efektowną propozycją, przegryzając wnętrze policzka.
Nic nie wymyślę. Jestem zbyt zestresowana. Trzy pary oczu patrzyło się na mnie, oczekując odpowiedzi.
Spokojnie Klaudia. Zachowuj się jak profesjonalistka. Przecież znasz się na tym. Nagrałaś już jedną płytę. Uda ci się, tylko pomyśl...
-A więc... - zaczęłam, a mężczyzna zachęcił mnie gestem ręki, abym kontynuowała. - Może na początek gitara. Gitara akustyczna. - zauważając zainteresowanie Stevena, nabrałam nieco odwagi. - Na refrenie perkusja i gitara elektryczna, aby piosenka nabrała pazur. Te instrumenty będą towarzyszyć także przy drugiej i trzeciej zwrotce. Oprócz tego, chciałabym, aby w niektórych momentach towarzyszył mi męski głos. To nie musi być ktoś znany. To ma być taka forma chórku - mówiłam całkiem pewnie.
Mężczyzna nie spuszczał ze mnie swojego przenikliwego wzroku. Czekałam z napięciem na jego zdanie. Nagle podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń.
-Widzę, że mam do czynienia z prawdziwą artystką.
------------------------------------------------------------------------------------------
-Naprawdę tak powiedział? - dopytywał się Harry, który odwoził mnie do domu, gdyż Jane musiała załatwić jeszcze parę spraw, a ja nie chciałam na nią czekać. Tak, jestem zła.
-Naprawdę! - powiedziałam cała rozpromieniona.
-No to miał rację, nie? - chłopak wyszczerzył zęby.
-Och - oblałam się rumieńcem i zakryłam buzie dłońmi, a loczek się roześmiał.
-Do domu czy do nas? - zadał precyzyjne pytanie, kiedy jechaliśmy przez centrum Londynu.
-Dom. Jestem zmęczona. Muszę się przespać. Później do was wpadnę.
-Jak sobie życzysz.
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Ku mojemu zdziwieniu chłopak także wysiadł z auta.
-A ty gdzie?
-Do ciebie. Nie mam co robić.
Nie byłam tym zbytnio zadowolona, ale nie miałam siły, żeby się z nim kłócić, a więc chcąc czy nie chcąc wpuściłam go do środka. Oboje zdjęliśmy buty, ja udałam się od razu na górę, a loczek do kuchni.
-Weź coś dla mnie. Umieram z głodu - krzyknęłam do przyjaciela.
-Możesz se sama wziąć.
Jeju. Udałam się do łazienki, zmyłam makijaż, ubrałam się w coś luźniejszego, związałam włosy i wróciłam do pokoju, w którym siedział już Harry z przygotowanymi kanapkami.
-Jesteś wspaniały.
-Wiem - uśmiechnął się, pokazując przy tym dołeczki i podał mi przekąskę.
-Niebo w gębie - stwierdziłam, siadając po turecku na łóżko. - Jak ty to robisz, że te kanapki są takie dobre?
-Posypuje je cynamonem.
Przerwałam rzucie i spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Kłamiesz prawda?
-Nie - powiedział, ale jego mina i tak już wszystko odkrywała.
-Aj Harry - chwyciłam jeszcze jedną kanapkę, ale tym razem położyłam się, opierając głowę o poduszkę. Przyjaciel postawił pusty talerz na biurko, zdjął bluzę i po chwili do mnie dołączył.
-Przydał by ci się tu telewizor - stwierdził.
-Po co?
-Abym mógł coś oglądać.
Zakrztusiłam się jedzeniem ze śmiechu.
-A co? Chcesz tu zamieszkać?
-Gdyby była taka możliwość to oczywiście.
-Dopóki mieszkam z Jane pod jednym dachem to możesz tylko pomarzyć.
Chłopak zrobił smutną minę, co wywołało u mnie kolejny atak śmiechu.
-Ale zamieszkamy kiedyś razem, co nie? - spytał.
-No pewnie. I będziemy mieli dwa koty i psa, które nazwiemy Dusty, Darcy i Larry.
-Mam kota o imieniu Darcy!
-No co ty? - spytałam sarkastycznie.
-Poważnie! - głupi, nie kapujący niczego Harry.
-I może jeszcze chciałbyś nazwać swoją córkę Darcy?
-No tak! Mówiłem ci to?
-Człowieku, jestem directioner. Się wie takie rzeczy - uśmiechnęłam się dumnie.
-No dobra, a dlaczego Larry?
-Bo ty i Louis jesteście taką piękną parą - uszczypnęłam jego policzek, na co on się głośno zaśmiał.
-Zamknij się - rozkazał rozbawiony.
-Denerwuje cię to? - zapytałam, nawiązując do plotek na temat tego, że Harry jest gejem.
-Na razie bawi. Oby nie zamieniło się to w jakąś paranoję.
-Mam nadzieję, że tak nie będzie. A teraz, jeśli pozwolisz, chętnie bym się zdrzemnęła.
-Proszę bardzo.
-Nie wyjdziesz? - spojrzałam na niego z ukosa.
-Po co?
Wzruszyłam ramionami, odwróciłam się na drugi bok i po kilku zaledwie minutach, odpłynęłam.
-------------------------------------------------------------------------------